2-gie życie

Cube Raction Pro...

Historia pewnego roweru Po przeprowadzce do Drezna postanowiłem, że do pracy będę jeździć rowerem. Jedyny jaki wówczas miałem do dyspozycji, to stary wysłużony jednoślad mojej żony. Pokonanie wówczas 15 kilometrowego odcinka w jedną stronę na „czymś” co miało ośmio rzędową przerzutkę, brak amortyzacji gdyż nie…

2-gie życie Cube Raction Pro
2-gie życie Cube Raction Pro

Historia pewnego roweru


Po przeprowadzce do Drezna postanowiłem, że do pracy będę jeździć rowerem. Jedyny jaki wówczas miałem do dyspozycji, to stary wysłużony jednoślad mojej żony.

Pokonanie wówczas 15 kilometrowego odcinka w jedną stronę na „czymś” co miało ośmio rzędową przerzutkę, brak amortyzacji gdyż nie działała oraz wielki koszyk, który kiedyś odpadł mi podczas jazdy. Stwarzało każdego dnia wielkie wyzwaniem i nie wróżyło długotrwałej współpracy.

W końcu powiedziałem sobie „nigdy więcej” i… 

Niedługo potem przymierzałem się do zakupu nowego roweru, jednocześnie będąc totalnie zielony w tym temacie. Do teraz nie wiem dlaczego nie przeprowadziłem krótkiego research’u jaki kupić rower.

Gdyż odrazu zasugerowałem się zakupionym wcześniej przez brata rowerem marki Cube, a w sklepie rowerowym nogi poniosły mnie odrazu w kierunku stoiska tego producenta.

Po około 45 minutach wyjechałem czarnym z niebieskimi detalami mountainbike’iem Cube Reaction Pro. Trudno mi określić słowami jaki byłem wtedy podekscytowany i wpatrzony w ten rower, ale taki sam stan zafascynowania zauważam teraz po 4 latach konkretnej jego eksploatacji.

Cieszę się, że przez wiele miesięcy i tysiące kilometrów mój rower nie zawiódł mnie.

Niestety przyszło mi w trybie awaryjnym przez okrągły miesiąc jeździć na rowerze żony, gdyż mój wymagał kompletnego serwisu i wymiany większości komponentów.

Przejechane 12 tysięcy kilometrów zrobiło „swoje”. Jestem osobą, która jeździ przez cały rok. Nie straszny mi deszcz, śnieg oraz ujemna temperatura. Rower każdej jesienno-zimowej pory „obrywał” najbardziej. Więc nie ma co się dziwić, że kiedyś musiał się zepsuć.

Byłem szczęśliwy kiedy ponownie usiadłem na swój rower i przejechałem nim te „pierwsze” po serwisie kilkadziesiąt metrów. Odrazu zauważyłem różnice w funkcjonowaniu. 

Lista wymienionych elementów jest długa, pomimo iż skróciłem ją o hamulce. Kilka miesięcy temu wymieniałem w nich tarcze i klocki. Jednak „internet” prawdę mówi, że MT200 to najgorszy z możliwych modeli hamulców i bardziej opłacalna jest pełna wymiana tego modelu na coś z grupy SLX, Deore lub wyżej, aniżeli ciągłe inwestowanie w wyeksploatowane w „5 minut” okładziny czy tarcze. Pisząc ten tekst już wiem, że czeka mnie wymiana ich w przyszłości.

Kompletowanie zajęło mi trochę czasu, nie wszystko kupiłem odrazu. Ale ostatecznie udało mi się dać 2-życie mojemu rowerowi.

Obręcze WTB


Kiedy zamontowałem nowe obręcze WTB ST i25 TCS 2.0 z piastami Deore XT, odrazu zauważyłem różnice w kwestii szybkości toczenia się kół. W starych kołach nawet nie zająłem się rozkręceniem piast, aby je przeserwisować.  Z góry wiedziałem, że to co ujrzę w środku już się do niczego nie nadaje. 

brak miniaturki K

Kwestia czyszczenia, nasmarowania i poskładania wszystkiego w całość jest bajecznie prosta. Jednak stan samych kół dawał wiele do życzenia. Widząc scentrowane koło z wygiętymi kilkoma szprychami stwierdziłem, że nie ma sensu tego naprawiać. 

W dodatku w pewnym momencie zapadki bębenka w tylnym kole przestały się blokować i  podczas kręcenia korbą w kierunku jazdy kaseta nie wprowadzała koła w ruch.

Skupiając się na samych piastach, to sama ich wymiana wraz z obręczami dała oczekiwane przyjemniejsze odczucia z jazdy. Jest ona o wiele płynniejsza, bez jakichkolwiek oporów toczenia. Dźwięk bębenka nie jest tak zjawiskowy jak w DT Swiss, ale widać i słychać różnice w porównaniu ze starymi kołami. 

Ważna była też kwestia ceny, gdyż nie miałem zamiaru inwestować w lepsze koła, w dodatku bez sztywnej osi. Nie chciałem bawić się z wymianą End-Cap’ów w wymarzonych piastach DT Swiss, aby obręcz były kompatybilne z moja ramą, która nie jest nawet w standardzie Boost. Za taki zestaw musiałbym słono zapłacić co się mija z celem. Traktuje ten rower jako przejściowy do czasu zakupu nowego.

Opony i dętki


Jak szaleć, to szaleć… Opony i dętki były następnym priorytetowym elementem na długiej liście rzeczy, które zaliczały się do wymiany. Fabrycznie nowy rower miał założone opony Schwalbe Tough Tom oraz Schwalbe Rapid Rob, które wytrzymały 4 tysiące kilometrów.

W przypadku pierwszego kompletu opon było mi bez różnicy na czym jeżdżę. Nie byłem na tyle obyty w terenie, aby im cokolwiek zarzucić. Dlatego ponownie wybrałem Schwalbe tym razem z modelami Racing Ray oraz Racing Ralph. W dodatku przeczytałem sporą ilość recenzji i opinii, które utwierdziły mnie w tym wyborze.

Jeżdżąc szybciej i agresywniej zacząłem zwracać uwagę na to jak mój rower „trzyma” się nawierzchni. Reasumując moje oczekiwania były większe aniżeli Schwalbe było w stanie mi zaoferować. Wywołany brakiem przyczepności nie jeden poślizg kończył się niespodziewanym upadkiem. Szybko ścierający się bieżnik oraz ciągłe przebicia dętki w tylnym kole wskazujące na niezbyt wytrzymałą mieszankę gumy.

W rezultacie zmusiło mnie do zmiany opon na konkurencyjne Maxxis’y.

brak miniaturki K

Aby zmniejszyć podatność na przebicia postanowiłem zainwestować także w dętki poliuretanowe Tubolito. Większa cena, ale za to mniejsza waga w dodatku „podobno” kilkukrotnie wytrzymalsze. O tym jak porzuciłem zwykłe dętki, na rzecz poliuretanowych, na których równie szybko się zawiodłem napisze w następnym wpisie. 

Wracając do Maxxis’ów. Na przodzie znalazł się model Ardent Race o szerokości 2.35 mm  aby zachować przyczepność i mieć lepszą kontrole nad rowerem podczas skrętu, z kolei tylna obręcz została wzbogacona o model bardzo popularny czyli tak zwane Ikon’y o szerokości 2.20 mm.

Pisząc ten tekst, jestem po 6 miesiącach testowania Maxxis’ów w każdych z możliwych warunkach. Kupując je początkiem roku wykazały się na śniegu i oblodzonej nawierzchni. W ulubionym Heide miały do czynienia z szutrowymi ścieżkami, na których twardo trzymały się nawierzchni przy sporych prędkościach. A Haide ma naprawdę ciekawe zjazdy. 

Dużą ilość zróżnicowanego terenu, błotniste bezdroża, a także wilgotna ściółka nie była straszna dla tych opon. 

W ostateczności sprawdziły się, również na asfalcie, czy to suchym czy mokrym „klejąc się” do nawierzchni zyskując idealną przyczepnością. 

Osprzęt


W moim rowerze od samego początku dominował osprzęt z grupy Deore XT. Jedynie producent poleciał po kosztach w kwestii kasety oraz manetek do zmiany przełożeń stosując SLX’y. Postanowiłem go wyręczyć i sam uzbroiłem swój rower w pełna grupę Deore XT jeśli chodzi napęd. Niestety tylko manetki przerzutek wymienię wraz z hamulcami aby moc je połączyć w tym samym systemie mocowania i-Spec II

Kaseta, Łańcuch i zębatka korby

Z racji sporego przebiegu, w dowolnym obszarze mojego roweru bez większego wysiłku można zauważyć jego spore zużycie. Nigdy tak jak teraz nie przykuwałem uwagi do stanu zużycia części mechanicznych roweru, a napęd niestety ucierpiał najbardziej.

Mocno widoczne zużycia zębów kasety,  gdzie niektóre były wręcz wyłamane, powodowało przeskakiwanie łańcucha, więc nie obyło się bez wymiany kasety.

brak miniaturki K

Sprawdzając stan kasety, jednocześnie kątem oka spojrzałem na zębatki w korbie, które również okazały się wytarte i przypominały zęby rekina.

Montując całkowicie nowe elementy napędu dziwne by było wykorzystać stary „wyciągnięty”  łańcuch, więc w zamówieniu pojawił się również i on.

Tylna przerzutka i pancerze

Nie zapomnijmy o tylnej przerzutce, bo to przez nią całe halo. Wplątana w napęd gałąź utknęła między kaseta a wózkiem przerzutki wyginając go jednocześnie w taki sposób że zaklinowała się w szprychach. Przez „wciągniecie” wózka przerzutki w koło, z ogromną siłą została również wyrwana linka z pancerzem.

brak miniaturki K

Znajdujący się łańcuch miedzy kasetą a szprychami w ułamku sekundy zablokowała kasetę jednocześnie „miażdżąc” zapadki bębenka. O czym wspomniałem wcześniej.

Trudno by było to wszystko wyprostować, aby w pełni funkcjonowało i nie irytowało podczas jazdy, która „De facto” nie nastała. Do domu wróciłem pieszo, jednocześnie kalkulując koszty naprawy roweru.

Zestaw narzędzi


Jako dzieciak miałem smykałkę do majsterkowania, u niektórych ta zajawka minęła z wiekiem. Moje zdolności manualne aktualnie jestem w stanie wykorzystać przy samodzielnych naprawach i konserwacjach roweru.

W większości przypadku zwykłe klucze płasko-oczkowe, imbusy lub śrubokręty wystarczą. Ale są momenty takie jak teraz, gdy potrzebuje odkręcić kasetę lub przyciąć pancerz, więc posiadanie odpowiednich narzędzi to warunek konieczny. Systematycznie z każdą kolejną naprawą wzbogacam swój warsztat o nowe narzędzia firmy Topeak.

Podsumowanie 


Cube zyskał drugie życie, a już teraz na liczniku mam przejechane 2.817 km. Liczę że zainwestowane pieniądze okażą się odpowiednim punktem wyjścia.

Długo się zastanawiałem czy jest sens „pakować się” w tą naprawę i inwestować w wysłużona już ramę ze sporą ilością widocznych śladów użytkowania. Jednak idealnie pasująca rama, na której nie odczuwam dyskomfortu i jeździ mi się przyjemnie wywarła na mnie dezycję, że z zakupem nowego roweru poczekam i postaram się doprowadzić aktualny do stanu używalności.

Zostaw pierwszy komentarz