52-gi dzień

pracy w Liferando...

Jak się zaczęło z Liferando? Pyszne.pl nikomu raczej przedstawiać nie muszę. Natomiast Liferando to dokładnie niemiecki odpowiednik.  Nie wiem jak to wygląda w innych niemieckich miastach, ale w Dreźnie Liferando jest najczęściej wybieranym sposobem na dostarczenie jedzenia. Będąc na mieście, nie sposób mi było nie…

52-gi dzień pracy w Liferando
52-gi dzień pracy w Liferando

Jak się zaczęło z Liferando?


Pyszne.pl nikomu raczej przedstawiać nie muszę. Natomiast Liferando to dokładnie niemiecki odpowiednik. 

Nie wiem jak to wygląda w innych niemieckich miastach, ale w Dreźnie Liferando jest najczęściej wybieranym sposobem na dostarczenie jedzenia.

Będąc na mieście, nie sposób mi było nie zauważyć  ubranych na pomarańczowo dostawców z wielkimi, jak to moja żona powiedziała „tornistrami” na plecach. 

Kilkukrotnie w ciągu godziny rzucał mi się w oczy pomarańczowy jegomość pędzący na elektryku z zamówieniem.

Im częściej zdarzało mi się ich zauważyć tym częściej w mojej głowie pojawiała się myśl… Jakby to było gdybym połączył swoją rowerowa zajawkę z praca dostawcy.

Długo nie musiałem się zastanawiać. Po kilku dniach  od sprawdzenia oferty, podjąłem decyzje o wysłaniu kwestionariusza online z wszystkimi niezbędnymi danymi do podpisania umowy.

Co ciekawe cała procedura przebiegła całkowicie online.  I nie jest to spowodowane ograniczeniami związanymi z pandemią. Tylko z samą filozofią firmy, która skupia się na ograniczeniu papierologii, spotkań, terminów itp. 

Od rejestracji i podpisania umowy, odbyciu kilku szkoleń online, odbioru całego ekwipunku minęło około 1,5 tygodnia i mogłem zacząć pracować. To znaczy jeździć. 

Kilka plusów…


Mimo „mieszanych uczyć” nie będę ukrywać, że spodobała mi się ta praca do takiego stopnia, że wbrew założeniom i planom, gdyż miała to być praca tymczasowa, to w miarę możliwości oraz jak długo wystarczy mi sił nie zamierzam z niej zrezygnować.

Niżej wyjaśnię co spowodowało i dlaczego przekonałem się do Liferando

Mini, Midi, Voll…

3 rodzaje umów dają nam możliwości wybrania jak najlepszej opcji, która wpasowuje się w nasze potrzeby oraz dyspozycyjność. Z racji że pracuje już na Vollzeit. Jedyną opcją aby sobie „dorobić” była umowa Mini-Job, gdyż Liferando traktuje jako nie zobowiązującą dodatkowa prace.

Na Mini-Job mam możliwość nieopodatkowanego zarobku do 520€ przy 35 godzinach miesięcznie co jednocześnie idealnie wpasowuje się w moja dyspozycyjność. 

W mojej umowie jest zapis przepracowania tygodniowo od 5 do maksymalnie 10 godzin. Każda zmiana nie może być krótsza niż 3 godziny. Rozbijając sobie to w skali miesiąca, pracuje 2 razy w tygodniu po 5 godzin. Taki układ zmian nie powoduje zbyt wielkiego przemęczenia. Z kolei samą „szychtę” traktuje jako trening, którego brakowało mi w moim tygodniowym harmonogramie.

Elastyczny grafik…

Główna zaleta tej pracy jest tworzenie co tygodniowego grafiku i wyboru jak najbardziej pasujących godzin pracy.

Niestety z racji, że większość restauracji i knajp otwiera się w południe to zaczęcie pracy jest możliwe od godziny 11:30. Jest to dobra opcja dla osób uczących się lub pracujących w innej firmie, którzy jednocześnie chcą sobie po prostu dorobić.

Zacząłem prace w Sierpniu i zdążyłem zauważyć, że moja popołudniowa zmiana od godziny 17, jest idealna w okresie letnim. Zachodzące słońce nie grzeje tak mocno, a zbliżający się wieczór powoduje, że lekki zimny wiatr chłodzi rozgrzane od intensywnego „pedałowania” ciało.

Zresztą nawet w okresie zimowym wole jeździć wieczorową porą i czuć te zimne rześkie powietrze. Jest mi po prostu przyjemniej.

Pasja, Praca, Trening…

Chyba każdy chciałby mieć pracę i czerpać z niej jak najwięcej przyjemności. A co gdyby połączyć prace z nowo odkrytą w sobie rowerową zajawką. 

Na początku stopniowo wyznaczałem sobie coraz dłuższe trasy, które rejestrowałem w Stravie. Zaczęłam obserwować efekty, kontrolować czasy i porównywać je z poprzednimi. 

Jednak życie byłoby zbyt kolorowe, gdyby wszystko przebiegało pomyślnie. Po jakimś czasie przestałem być systematyczny do takiego stopnia, że na rower wsiadałem tylko jadąc do pierwszej pracy

Nie miałem czasu na przejażdżki w tygodniu, w weekendy z kolei chciałem odpocząć po tygodniowym maratonie w Drukarni. 

Pomysł z pracą w Liferando okazał się idealnym środkiem na zaspokojenie każdej z potrzeb. 

Każdą zmianę zacząłem traktować jako konkretny trening. W dodatku jeżdżąc zarabiałem pieniądze i to nie małe. 

Napiwki, Bonusy i Premie…

Oprócz podstawowej wypłaty Liferando oferuje bardzo korzystne bonusy i premie. Wszystko na wyciągnięcie ręki, wystarczy dostarczyć odpowiednia ilość zamówień. A rozliczenie wszystkiego jest bardzo proste. 

  • Od 26-100 zamówień  wypłacane 0,25€ za każde zamówienie
  • Od 100-200 zamówień wypłacane 1€ za każde zamówienie 
  • Od 200 zamówień wypłacane 2€ za każde zamówienie. 

W dodatku rozwożąc duża ilość zamówień nabijamy sobie jednocześnie sporo kilometrów, które również są opłacane jednak w formie Voucher’u do Amazon. W przypadku roweru jest to 0,14€ za przejechany kilometr. 

Wiec to ile uda nam się „miesięcznie wyciągnąć” zależy wyłącznie od naszego zaangażowania i chęci do pracy.

Na bonusach się jednak nie kończy, dochodzą jeszcze napiwki od klientów. Jednak całkowicie są niezależne od nas, gdyż jednego dnia zdażyło mi się zebrać 15€ a następnego tylko pare centów.

Summa Summarum – podliczając w ciągu miesiąca wszystkie napiwki średnia z każdego miesiąca jest podobna. 

Samo Liferando w e-mailach wysyła Tipy i stara się nakierować swoich kurierów jak „dobrze wypaść” przed klientem aby takowy napiwek zgarnąć. 

Od siebie dodam, że tego typu działania uważam za zbyteczne. Zdążyłem zauważyć, że nie wiadomo jak byłbym miły… to buc, bucem będzie. Skąpy klient pożałuje tych paru centów i nic na to nie poradzimy.

Minusy też są…


Pomimo sporej ilości pozytywnych aspektów, ta praca ma też swoje minusy…

Brak windy…

Nie mam wpływu na to gdy zamawiający mieszka w 5-6 piętrowej starej kamienicy gdzie o windzie mogę zapomnieć. Pozostaje mi lekkim krokiem z uśmiechem na twarzy odliczać ilość pozostałych schodów do celu. Na szczęście tego typu obiektów jest znikoma ilość.

Pogoda…

Na pogodę, również nie mamy wpływu. Deszcz, śnieg, „pizgawica” jeździć niestety trzeba. Od samego początku liczyłem się z tym, że warunki na zewnątrz mogą nie być idealne. Jednak ciepłe ubranie, odpowiednie buty i przeciwdeszczowa kurtka „robi” robotę. Wspomniałem o tym w jednym z poprzednich wpisów jak przygotować się na sezon jesienno-zimowy.

Jedziemy dalej…


Tak więc głowa do góry i jadę po kolejne zamówienie. 

Wspomnę jeszcze, że każdy dzień w Liferando rejestrowałem w Stravie. Wiec teraz każdy kto zastanawiał się nad ekstremalnie zniekształconą trasą – ma odpowiedź dlaczego tak dziwnie jeżdżę po mieście.

Zostaw pierwszy komentarz